Tej nocy termometr wskazywał -11 stopni C. Jednak już wieczorem niebo było czyste, a gwiazdy na nim widoczne. Dziś, kiedy tylko wstałem, zadzwoniłem do córki, żeby złożyć jej życzenia urodzinowe. Przechodząc przez Kraków, kupiłem jej drewniane koniki i z pomocą znajomego wysłałem je do domu. Ja z kolei mam ze sobą prezent od Zuzi – Edzia, który jest ze mną podczas każdej wyprawy. Nareszcie wyszło słońce, przez co wędrówka stała się przyjemniejsza. Każdego dnia widzę jak bardzo zaśmiecona jest Wisła. Czasami, aby zrobić zdjęcie, muszę je najpierw pozbierać albo zakamuflować, a czasami po prostu odpuszczam. Zostawiłem dzisiaj za sobą miejscowość Dęblin, gdzie zmieniłem stronę rzeki z prawej na lewą. Zaraz za mostem musiałem obchodzić strzelnicę wojskową. Żołnierz, który mnie o tym poinformował, słyszał o mojej wyprawie. Wisła nadal jest skuta lodem. Tylko momentami widać wodę. Istotne też, że kontuzja nie doskwiera mi już tak mocno. W Warszawie będę musiał posklejać namiot, gdyż fabrycznie podklejone miejsca zaczynają się odklejać. Nie dziwi mnie to jednak, bo ten namiot ma za sobą przynajmniej 70 nocy zimą i 20 jesienią. Sądzę, że do końca wyprawy wytrzyma. Moim następnym celem jest zamek w Czersku. Jednak to za parę dni.
Przeszedłem 17 km, razem 500 km, pozostało 547 km.