Za mną kolejna chłodna noc. Sadzę, że musiało być jakieś -10 stopni C. Nie mogę być tego pewien, gdyż mój termometr nadepnąłem i pękł. Po raz pierwszy rozbiłem namiot na samej górze wału przeciwpowodziowego. Nie podłożyłem suchej trawy pod spód i było zbyt twardo. Wędrówkę rozpocząłem około godziny 8.00. Wisła na odcinku do Elektrowni Kozienice jest zamarznięta niemal w 100 procentach. Jak wcześniej wspominałem, dzięki Fundacji Rok Rzeki Wisły przeszedłem przez środek elektrowni i nie musiałem jej obchodzić. O godz. 11:00 stawiłem się na bramie. Po wylegitymowaniu mnie, dwóch panów zaproponowało mi oprowadzenie po zakładzie. Nie mogłem odmówić, gdyż wiem, że druga taka szansa się nie trafi. Do Sandomierza czy Kazimierza Dolnego można zawsze dojechać, ale tak olbrzymią elektrownię zwiedza się niezwykle rzadko. W pobliżu znajduje się próg zwalniający na rzece Wiśle, przed którym rzeka stoi wyżej progu. Jest on potrzebny do tego, aby zakład nie miał niedoboru wody do schładzania. Różnica w lustrze wody to około 45 cm. Poniżej Wisła nie jest oblodzona. Dziękuję panom, którzy mnie oprowadzali, za kawał lekcji historii o zakładzie. Kiedy wyszedłem na zewnątrz, wróciłem nad Wisłę. Nie zabawiłem tam długo. Lewy dopływ Wisły, Radomkę, musiałem obejść. Pierwszy most znajdował się około 3 km od Wisły, więc sporo trzeba było nadłożyć.
Przeszedłem 16 km, razem 534, pozostało 513 km.