Całą noc sypał śnieg i bardzo mocno wiało. Temperatura -5 stopni C. Namiot rozbiłem przy odnodze rzeki, oddzielonej od głównego koryta długą wyspą. Cała odnoga była zamarznięta i kiedy leżałem w namiocie usłyszałem przeraźliwie głośny trzask. Wyszedłem z namiotu i okazało się, że cały ten lód zapadł się pod wodę. Rano nie chciało mi się wstać i wyjść w tą zawieruchę. Jednak kiedy już to zrobiłem, nie było tak źle. Szedłem wałem, gdyż wszystkie rozlewiska znalazły się pod śniegiem. Niebezpiecznie byłoby chodzić tam, gdzie nie mam świadomości czy stąpam po gruncie, czy idę po lodzie. Wisła w całości jest zamarznięta. Zawierucha trwała z małymi przerwami do 12.00. Na koniec dnia miałem problem ze znalezieniem miejsca na rozbicie namiotu, gdyż na tym odcinku aż do wału przeciwpowodziowego Wisła wylała i później zamarzła. Jutro mam postój na płockiej marinie.
Przeszedłem 24 km, razem 722 km, pozostało 325 km.