Przez większość nocy padał deszcz. Na szczęście około godz. 5 przestało padać i silny wiatr wysuszył namiot. Kiedy postanowiłem wstać poczułem niemalże na całym ciele ogromny ból spowodowany zakwasami. Żeby wyjść z namiotu musiałem się wyczołgać. Mięśnie w obręczy barkowej przez ucisk plecaka bolały najbardziej. Po krótkiej rozgrzewce i zjedzeniu śniadania spakowałem się. Marsz rozpocząłem o godz. 7.30. Już po paru minutach okazało się, że muszę zostawić brzeg rzeki, gdyż rosnący, gęsty las świerkowy uniemożliwia mi wędrówkę.
Po powrocie nad samą rzekę, zaczął się jej bardzo malowniczy odcinek. Sporo powalonych drzew, porośniętych mchem toruje drogę płynącej wodzie, powodując jej lokalne spiętrzenia. W korycie rzeki zaczęła pojawiać się roślinność wodna.
Po drodze poprosiłem pewnego pana o wodę do picia. Dając mi ją, spytał czy ja naprawdę śpię w namiocie i kiedy przytaknąłem, wydawało mi się, że uznał mnie za dziwaka.
Według przewodnika, z którego korzystam, w miejscowości Stara Brda Pilska, powinien być sklep obsługujący ,,do ostatniego klienta” . Sklep jest jednak od dwóch lat nieczynny, więc ów ostatni klient był już przede mną.
Namiot rozbiłem kilometr za miejscowością Nowa Brda, z pięknym widokiem na rzekę. Spróbuję w nocy poobserwować bobry. Na barkach mam spore zakwasy i do tego pęcherz na stopie. Dziś muszę przeprowadzić operację jego usunięcia.
Przeszedłem 17 km, a pozostał 207 km.