Wczorajsze popołudnie upłynęło mi w towarzystwie sympatyków Wisły. Dane mi było poznać ciekawych ludzi, w tym m.in starostę powiatu tarnobrzeskiego Pawła Bartoszka i wicestarostę Krzysztofa Pitrę, który organizował cały mój czas w mieście, a także UKS Zebra Team Siedleszczany. Na przystani TKKF „Siarka”, gdzie rozbiłem namiot, czekało na mnie kolejnych kilkunastu zapaleńców, widzących w nadwiślańskiej marinie potencjał. Zapraszają wszystkich wodniaków do zacumowania. Nie mogę też zapomnieć o przewodniku wysokogórskim Stanisławie Bochniewiczu, który stawił się dzisiaj na 7.00 rano, by mnie odprowadzić aż pod rogatki Sandomierza. To bardzo miłe spotkać społeczność od władz po zwykłych obywateli Tarnobrzega, zafascynowanych turystyką i rekreacją. TARNOBRZEG – DZIĘKUJĘ!!!
Noc była ciepła. Termometr wskazywał tylko -4 stopnie C. Dzisiaj pierwszy raz pokonałem jakiś odcinek trasy w towarzystwie drugiego człowieka. W połowie drogi do Sandomierza natknęliśmy się napiętrzenie tafli lodowych. Widok był niesamowity, na kilka metrów wysokości lodowe zwały. W Sandomierzu nie spotkałem serialowego Ojca Mateusza. Tam, gdzie on się pojawia, albo giną ludzie, albo przynajmniej trafiają do szpitala. Dotarł do mnie za to znajomy z Facebooka, Grzegorz Świtalski, który z kolei odprowadził mnie przez Góry Pieprzowe, znajdujące się już częściowo za Sandomierzem. Zaraz za nimi rozbiłem namiot.
Przeszedłem 20 km, razem 379 km, pozostało 668 km