DZIEŃ 15
Wczorajsze ostatnie kilkaset metrów za mostem, przeszedłem polną drogą wyłożoną betonowymi płytami. Podobnie też się zaczął następny dzień. Na śniadanko zrobiłem sandwicze podgrzane na ognisku. Na kiju w kształcie litery „Y” zamocowałem folię aluminiową, na którą położyłem moje kanapki i…. nad ogień. Pychota. Wyruszyłem o godzinie 6.30. Dostępu do Noteci najpierw broniły stawy hodowlane, a później bardzo ciężki teren. W miejscowości Ciszewo zrobiłem sobie dłuższą przerwę, żeby przejrzeć moje zasoby prowiantowe. Okazało się, że muszę dzisiaj zrobić zakupy w sklepie. Brakuje mi pieczywa, picia i czekolad. Codziennie podczas marszu zjadam przynajmniej jedną tabliczkę. Z piciem jest bardzo różnie, od dwóch litrów do czterech dziennie. W miejscowości Milcz zrobiłem zakupy w sklepiku wiejskim. O godzinie 14 przeciąłem torowisko Piła-Chodzież. Później teren ponownie przestał być mi przychylny. Bardzo wysoka trawa skutecznie hamowała wózek. Włączyłem GPS w telefonie i okazało się, że odbiłem od rzeki aż około kilometr ,a za trzysta metrów przede mną jest droga polna. Postanowiłem się przebić. Po pół godzinie udało mi się, ale straciłem więcej sił niż podczas całego dnia. Potworne zmęczenie sprawiło, że bezmyślnie rozbiłem obóz około 100 metrów od drogi. Nad namiotem rozłożyste gałęzie pobliskiego dęba tłumiły wiejący wiatr i padający śnieg. Tego wieczora nie było ogniska. W dodatku przepociłem ubranie. Jakby przestało padać. to bym spróbował je wysuszyć. Zasnąłem już po dwudziestej. Przeszedłem 19 km. Razem 257 km.
Sarny i koziołek.
Noteć w okolicach miejscowości Milcz.