DZIEŃ 14
Dzisiaj mijają dwa tygodnie, jak wędruję wzdłuż Noteci. Dzisiaj już na dobre opuszczę rodzinne tereny i nie napotkam już na drodze rodziny i znajomych. Moje codzienne relacje z wyprawy już przyniosły skutek. Na portalu Kurier Nakielski i na moim profilu na facebooku jest duże zainteresowanie moją wyprawą . Codziennie dostaje miłe komentarze, nawet kilka osób z Czarnkowa, miasta ,przez które będę dopiero przechodził, interesuje się moim wyzwaniem.
Obudziłem się po piątej rano i zacząłem zwijać namiot. Śniegu napadało około 5 centymetrów i zacząłem się zastanawiać czy nie zdjąć kółek, ale postanowiłem najpierw spróbować iść z kółkami przy wózku. Zjadłem śniadanie u przyjaciela Romana w domu. Pomyślałem, że to już pewnie ostatnie śniadanie podczas tej wyprawy w takich warunkach. Podziękowałem za gościnę i ruszyłem dalej. Kiedy opuściłem Osiek nad Notecią, było jeszcze ciemno, drogę znaleźć było bardzo trudno. We wspomnianej miejscowości znajduje się Muzeum Kultury Ludowej. W skansenie tym znajduje się 28 obiektów udostępnionych do zwiedzania, zajmujących powierzchnię 13ha. Zgromadzone są w nim obiekty architektury oraz zbiory etnograficzne z terenu Krajny, Pałuk i Puszczy Noteckiej. Oprócz tego prezentuje ekspozycję archeologiczną. W okolicy znajduje się również Rezerwat przyrody Zielna Góra,usytuowany na jednym z największych wzniesień na Pojezierzu Krajeńskim tj w kompleksie lasów pokrywających Dębową Górę (192 mnpm). Dość szybko okazało się, że teren przy Noteci jest nie do przejścia, zacząłem się oddalać od rzeki. Tereny były zalane nieraz po 30 centymetrów. Zacząłem błądzić między wąskimi łąkami pozagradzanymi gęstymi krzakami i po przelewanymi rowami melioracyjnymi. W dodatku kółka przy wózku nie sprawdzały się. Śnieg się lepił do nich. O 9.00 zdecydowałem się na ich demontaż. Temperatura była dodatnia. Posuwałem się bardzo powoli do przodu. Teren był bardzo ciężki. W pewnym momencie przedzierając się przez niezliczone zarośla, straciłem orientację. Słońce było za gęstymi chmurami, zawsze to ono wskazuje mi drogę ,ale nie tym razem. Zostawiłem wózek i postanowiłem iść się rozejrzeć. Zobaczyłem w oddali ambonę myśliwską. Podchodząc do niej zorientowałem się ,że jest bardzo stara, o czym świadczył stan drewna, z którego została zrobiona, jak i, pozycja w jakiej stała. Jedna z czterech nóg była złamana i była lekko przechylona. Zdecydowałem się mimo to wejść na nią ,ponieważ była dość wysoka (około 7 metrów) I możliwe było,że zobaczę już z niej most na Noteci na wysokości Białośliwia. Kiedy wszedłem do środka okazało się, że jeszcze za nisko, by się rozejrzeć po okolicy. Zacząłem wchodzić na samą górę, pomyślałem wtedy, że w razie gdyby się przewracała to skoczę w pobliskie krzaki. Będąc już na dachu, kiedy pozostało mi wyprostować się, poczułem ,że ambona myśliwska zaczyna spadać. Bez zastanowienia skoczyłem w krzaki. Upadłem na jeden bok, uderzając jednym łokciem o ziemię, a nogi wpadły do rowu przechodzącego nieopodal krzaków. Jak się tylko znalazłem na dole, szybko sprawdziłem ,czy aparat nie jest we wodzie. Na szczęście był na plecach. Podczas upadku gałęzie przemieściły go. Wstałem i próbowałem go włączyć, ale ręce mi się za mocno trzęsły. Odczekałem chwilę, uspokoiłem się i włączyłem go. Wszystko było ok. Zrobiłem zdjęcie tej powalonej budowli. Cieszyłem się, że w odpowiednim momencie pomyślałem o wyjściu awaryjnym. Takie sytuacje uczą pokory, ale dodają pewności siebie, która była mi bardzo potrzebna. Ruszyłem dalej chociaż teren był nadal bardzo ciężki. Założyłem z powrotem kółka do sanek, ponieważ po śniegu prawie nic już nie pozostało. Dopiero około 15 doszedłem do wcześniej wspomnianego mostu. Tutaj zmieniłem prawy brzeg na lewy. Przy moście stał pomnik “Bohaterskim Powstańcom Margonińskim którzy w nocy z jedenastego na dwunastego stycznia 1919 roku zdobyli i spalili most na Noteci. Mieszkańcy ziemi Chodzieskiej i Pilskiej” Na drugi kamieniu wypisane były nazwiska bohaterów. Dwa kilometry dalej rozbiłe obozowisko wśród zarośli, zdala od domostw. Rozpaliłem ognisko. Był pyszny obiadek, zupka chińska z czterema parówkami. Do tego kanapki, już ostatnie zrobione przez moją Madzię. Był to bardzo ciężki dzień. Straciłem dużo sił, a mimo to przeszedłem tylko 15 kilometrów. Przeszedłem 15 km. Razem 238 km.
Mój wózek.
Po raz pierwszy zdjęte kółka. Teraz mam sanki.