DZIEŃ 22
Do Santoka zostało mi 20 kilometrów. To tam zobaczę po raz pierwszy ,jak Noteć wpada do Warty. To tam Zbigniew Kubisz nagra mnie po raz ostatni i zabierze do domu. Nad ranem, kiedy się przebudziłem wyjąłem ze śpiwora chusteczki nawilżane. Wsadziłem je tam po to, by nie zamarzły. Dopiero teraz mogę użyć je do higieny. Po odświeżeniu się sprawdziłem termometr. Wskazywał minus 15 stopni Celsjusza. Rozpaliłem ognisko, zrobiłem sobie na nim kanapki na ciepło i kubek kawy. Wszystko było pokryte szronem, co świadczyło o mrozie ,jaki zaczął panować i potęgującym go wietrze. Jedna olszyna była cała pokryta cienką warstwą lodu. To efekt padającego kilka dni wcześniej w nocy marznącego deszczu . Nie było to jedyne drzewo okryte szczelnie lodem. Wędrówkę rozpocząłem dopiero około dziewiątej. Teraz już jestem pewny, że do piątku 24 stycznia dojdę do mety mojej wędrówki. Dzisiejsza trasa nie wymagała zbytniego wysiłku. Dalej szedłem wałem przeciwpowodziowym ,widząc Noteć raz po raz paręnaście metrów dalej, a czasami dzieliło mnie od niej sto metrów. Przestrzeń między moją trasą a rzeką była zalana wodą i nierównomiernie pokryta lodem. Miejscami lód był pozapadany, spękany a czasami w ogóle go nie było. Piękny widok potęgowało bezchmurne niebo, które prawie zawsze przychodzi razem z dużym mrozem. Zatrzymałem się przy gospodarstwie, które wyglądało naprawdę malowniczo. Jedzenie i picie trzymałem pod kurtką blisko ciała, żeby nie zmarzło. Po drodze przejeżdżał samochód terenowy i na mój widok zatrzymał się. Byli w nim myśliwi. Spytali mnie czy złowiłem jakieś ryby? Opowiedziałem im o mojej wyprawie. Nie mogli uwierzyć ,że przebyłem aż tyle kilometrów, śpiąc w namiocie. Po krótkiej rozmowie, życzyli mi powodzenia i odjechali. Znowu zostałem sam. Cieszyłem się, że mogłem z kimkolwiek porozmawiać, bo zaczęło mi już tego brakować. Często, kiedy wiedziałem, że musze poszukać sklepu ,by zakupić prowiant, to wcześniej myślałem jak zagadać sprzedawcę albo sprzedawczynię, aby choć przez parę minut posłuchać ludzkiej mowy i móc się wypowiedzieć. Pomyśleć ,że na około w promieniu paru kilometrów jest dużo osad ludzkich. W ciągu dnia nie robiłem przerw, ponieważ momentalnie mnie wychładzało. Kiedy z daleka widziałem już miejscowość Santok, przerwałem wędrówkę ,rozbiłem obóz. Tym razem w bardzo nietypowym miejscu. Na rozlewisku Noteci ,gdzie dojść można było jedynie wąskim przesmykiem, który wystawał ponad kruchy lód. Wybrałem miejsce przy suchym krzaku. Będzie on się idealnie nadawał na opał. Na kolację zużyłem ostatnią z esek wojskowych. Zachód słońca, który tego dnia był przepiękny uwieczniłem na fotografiach. Również nagrałem krótki film o ostatnim obozowisku podczas wyprawy Noteć 2014.
Przeszedłem 17 km
Razem 384 km
Moje przed ostatnie obozowisko.
Rozlewisko Noteci w okolicy Santoka.
Łabędzie.
Po zaśnieżonej drodze.
Śryż na Noteci.