DZIEŃ 17
Wczorajszego dnia marzyłem o gorącej kawie. Musiałem ją przełożyć na dzisiaj, a jak tylko otworzyłem oczy ,jedynym celem ,jaki miałem przed sobą, był Czarnków. O kawie zapomniałem, ale przypomniało mi się jak już byłem w drodze i czasu na rozpalenie ogniska po prostu nie było. Początkowo na drodze stanęły mi mokradła nie do przebycia. Rowy odwadniające parometrowej szerokośc,i do tego gęste trzcinowiska tworzyły zaporę, którą musiałem ominąć. Jednak dość szybko wróciłem nad sam brzeg i już do samego celu swej dzisiejszej wędrówki ,szedłem samym brzegiem rzeki. Bardzo gęsta mgła utrzymywała się aż do godzin popołudniowych. Teren był widoczny jedynie kilkudziesięciu metrów ode mnie. Ptactwo, słysząc mnie, zrywało się do lotu. Dochodził do mnie tylko dźwięk trzepotania skrzydłami. W jednym z pobliskich chaszczy, słyszałem kwikanie dzika, który chyba mnie ani nie usłyszał ,ani nie zwęszył . Nie było sensu nawet skradać się, żeby spróbować zrobić mu zdjęcie, ponieważ podczas takiej mgły jakość tej fotografii nie byłaby zadowalająca. Magiczny dzień. Gdyby nie to, że widziałem kilka domów omijając tereny bagienne to mógłbym rzec, że zostałem sam na świecie. Im bliżej Czarnkowa, tym łatwiej mi się szło. Około 14 dotarłem do celu. Niestety ja byłem umówiony na 15 ,więc miałem godzinę na przejrzenie ekwipunku. Zrobiłem listę zakupów, jakie będę musiał zrobić w mieście. Kiedy nadszedł czas doszedłem do bramy na Przystani Wodnej w Czarnkowie. Przywitali mnie bosman , pan z obsługi mariny i właściciel jachtu Jan Staszczak, żeglarz wód śródlądowych oraz mieszkaniec miasta Janusz Jędraszczak, który jest zagorzałym wędrownikiem i fotografem amatorem, tak jak ja. Przystań choć mała zrobiła na mnie duże wrażenie swoją funkcjonalnością i elegancją. Była po prostu zrobiona ze smakiem. Po krótkim przywitaniu zostałem sam. Rozbiłem namiot na wskazanym przez obsługę miejscu. Podłączono mi do mojego domku prąd, a ja mogłem się wykąpać pod prysznicem. Kiedy już się wysuszyłem, ruszyłem do miasta zrobić zakupy i zjeść coś ciepłego. Ryba z frytkami była przepyszna. Dawno nic takiego nie jadłem. Rynek w Czarnkowie był jeszcze udekorowany świątecznymi ozdobami. Wyglądał przecudnie. Ładnie podświetlony stylowymi lampami deptak oraz barwne kamienice tworzyły otoczkę starego miasta. Jak głosi hasło promocyjne: Czarnków miasto z charakterem. Faktycznie to prawda. Trzynasto tysięczne miasteczko leżące na skraju Puszczy Noteckiej, nie ma znanych zabytków ,ale to co mają, potrafią wyeksponować. Wróciłem na marinę po 18. Jeszcze długo siedziałem w łazience, w której było ciepło. Uzupełniałem notatki, doładowywałem wszelkie możliwe baterie i suszyłem ubrania. Jutro rano jestem umówiony z panem Grzegorzem Wójcikiem odpowiedzialnym w Urzędzie Miasta za promocję. Na facebooku mieszkańcy tego miasta życzyli mi spokojnej nocy na ich przystani. Miłe. Cieszę się ,że ludzie są przyjaźnie nastawieni do mojej wyprawy. Przeszedłem 16 km. Razem 278 km.
Gęsta mgła.
Ścieżki bobrowe.